Imię, które nam dano –
          Cykady miłego cienia –
          za dobre przyjęliśmy.
          Harry Martinson – „Li Kan mówi pod drzewem”
          
          
          nad dyskoteką – „Boom” – świt się rozkłada
          nieopodal – na drzewie – cykada – spać nie może
          gdyby była człowiekiem – być może
          powiedziałby – ktoś się wkrada
          wśród – w śródziemnomorze
          lecz – cykada – nie gada – a przysiada – na korze
          my musimy owada – wyręczyć
          gadaniem się dręczyć – choć nam nie po drodze
          
          Przychodził tędy śniadolicy Siddhartha.
          Miał postrzępioną szatę.
          Z jej krańców zwisały pozrywane nitki iluzji.
          Usiadł pod drzewem. Siedział i powtarzał – om.
          Trzy dni i trzy noce siedział. Wreszcie wstał.
          Wstając, zaczepił połą szaty o gałąź drzewa,
          którą złamał piorun w zeszłym stuleciu.
          Siddhartha nie dostrzegł tego.
          Odchodził, ciągnąc za sobą trzydzieści trzy wyprute nici.
          
          Był tu też Li Kan. Człowiek o jedwabnych powiekach.
          Siedział pod drzewem noc całą.
          O brzasku począł rytmicznie uderzać piętą o ziemię.
          Tłukł nią tak długo, aż powstało koliste wgłębienie w gruncie.
          Napluł tam i powiedział:
          Sztuka nie ma nic z prawdą wspólnego, chyba że w motywach.
          I poszedł.
          
          Długo po tym pojawił się pod drzewem
          cudzoziemiec o koralowych ustach. Śliczny i smutny.
          Oparł się o pień i mówił trzema, albo pięcioma językami.
          Przygryzał przy tym wąsy. Długo mówił.
          Potem zamilkł i zadarł głowę.
          Patrzył w niebo z takim wysiłkiem, jakby rachował obłoki.
          Dzień był pogodny, jak zwykle i tylko jedna chmura na niebie.
          Cudzoziemiec wstał i rzekł: res cogitans, res extensa.
          I śmiał się jak dziecię.
          
          a dziś my – wpadliśmy – w tę dziurę – po drodze
          ja – w wynajętym – francuskim – samochodzie
          moja chińska – kochanka – poznana – po drodze
          i jej pies – buddysta – in spe
Please login first to comment.
No comments